Herman Richard Brzemię władzy 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Doradcy szybko wyszli, Shaw zostaÅ‚.Bender i Hazelton stali tu¿ przy drzwiachi o czymS cicho rozmawiali.Chocia¿ dziwnie razem wygl¹dali  wysoki, tykowa-ty generaÅ‚ nisko siê nachyliÅ‚, sÅ‚uchaj¹c niskiej i drobnej analityczki  Shaw niedaÅ‚ siê zwieSæ pozorami; wiedziaÅ‚, ¿e s¹ Swietnym zespoÅ‚em.PopatrzyÅ‚ na Tur-ner, która z nieruchom¹ twarz¹ tak¿e wpatrywaÅ‚a siê w rozmawiaj¹c¹ parê.Coj¹ gryzie?  zdziwiÅ‚ siê Shaw. Pani prezydent  odezwaÅ‚ siê Bender  chciaÅ‚bym zaproponowaæ, by têkonferencjê poprowadziÅ‚ pani rzecznik prasowy& albo ja. Niedobry pomysÅ‚  mrukn¹Å‚ Shaw tak cicho, by jedynie Turner go usÅ‚y-szaÅ‚a. Mo¿e potem, kiedy wszystko siê uspokoi.Teraz musisz siê wykazaæjako szef. Dziêkujê, Robercie  odparÅ‚a Turner. Tym razem muszê zrobiæ to sama.Marie Hazelton popatrzyÅ‚a na Bendera z zaniepokojon¹ min¹.OtworzyÅ‚a usta,by coS powiedzieæ, zmieniÅ‚a jednak zdanie i wyszÅ‚a.* * *Shaw staÅ‚ obok Bendera i Hazelton pod Scian¹ sali, w której odbywaÅ‚y siêkonferencje prasowe.Szef personelu wodziÅ‚ wokół oczami, jakby chciaÅ‚ przenik-n¹æ wzrokiem ka¿dego reportera, starannie jednak unikaÅ‚ kontaktu wzrokowegoz Liz Gordon.Czwarty dzieñ kryzysu, a ju¿ zachowuj¹ siê jak stado owiec, pomy-SlaÅ‚.PrzysÅ‚uchiwaÅ‚ siê, jak Turner bÅ‚yskawicznie odpowiada na ka¿de zadane py-tanie.PopatrzyÅ‚ na zegarek  konferencja trwaÅ‚a dziewiêæ minut  i skrzy¿owaÅ‚ramiona na piersi, bo poczuÅ‚, ¿e nagle zrobiÅ‚o mu siê zimno.Nic nie mogÅ‚o ochro-niæ Turner przed tym, co miaÅ‚o nadejSæ, a SwiadomoSæ tego nie sprawiaÅ‚a muprzyjemnoSci.ZabrakÅ‚o elementu niespodzianki, który powodowaÅ‚, ¿e ¿ycie naKapitolu byÅ‚o tak podniecaj¹ce. Pani prezydent  odezwaÅ‚a siê Liz Gordon  przywódczynie NarodowejOrganizacji Kobiet twierdz¹, ¿e straciÅ‚a pani poparcie ruchu feministycznego.Uwa¿aj¹ pani¹ za zdrajczyniê ich sprawy.Turner gwaÅ‚townie uniosÅ‚a gÅ‚owê i popatrzyÅ‚a ostro na Shawa.Nie przewi-dzieli tego pytania.OdpowiedziaÅ‚a jednak bez wahania. Liz, wiele moich sióstr w dalszym ci¹gu uwa¿a, ¿e jedynie wÅ‚aSciwe jesttak zwane dziaÅ‚anie pozytywne.W rzeczywistoSci czas tej idei dawno min¹Å‚.Te-raz trzeba anga¿owaæ siê w tworzenie równych szans, a zacz¹æ od dania ka¿demuszansy na sukces ekonomiczny.W tym celu kierujê do Kongresu projekt ustawy,która radykalnie zreformuje nasz system podatkowy.Naszym celem jest promo-cja produktywnoSci oraz stworzenie dobrze pÅ‚atnych, sensownych miejsc pracydla ka¿dego, kto chce pracowaæ, niezale¿nie od rasy i pÅ‚ci.186 Sala zareagowaÅ‚a licznymi pytaniami.Shaw pokrêciÅ‚ gÅ‚ow¹ i poczuÅ‚ skurcz ¿oÅ‚¹d-ka.Maddy, Maddy, pomySlaÅ‚, wÅ‚aSnie wystraszyÅ‚aS na Smieræ ka¿dego czÅ‚onka zarz¹dui akcjonariusza w Stanach Zjednoczonych i zerwaÅ‚aS ze swoimi najwiêkszymi sprzy-mierzeñcami.Niech ciê cholera, feministki nie ró¿ni¹ siê od innych grup  chc¹ tylkorównych szans dla siebie.PowinnaS byÅ‚a posÅ‚uchaæ starego Patricka.Kiedy konferencja dotarÅ‚a do koñca, Bender i Hazelton nie ruszyli siê z miejsca. Niedobrze  podsumowaÅ‚ Bender. PotrafiÅ‚bym to omin¹æ.Hazelton popatrzyÅ‚a za wychodz¹cym Shawem.PowiedziaÅ‚a powoli: Sir, chyba czas usi¹Sæ i porozmawiaæ z pañskimi analitykami.Mogê za-proponowaæ pañski gabinet? OczywiScie  odparÅ‚ Bender.Poszli tam w milczeniu.Kiedy weszli, Ha-zelton zamknêÅ‚a drzwi.Bender popatrzyÅ‚ na ni¹ ze zdziwieniem. Mazie, co ciê drêczy? Pytanie Liz Gordon.Wygl¹da mi to na ukÅ‚ad.W administracji jest przeciek. Jak mySlisz, kto to mo¿e byæ?ZmarszczyÅ‚a czoÅ‚o. Praktycznie ka¿dy.KtóryS z jej doradców, czÅ‚onek gabinetu& Kto wie?Benderowi na uÅ‚amek sekundy mign¹Å‚ obraz Noreen Coker, czarnej kongres-manki, czÅ‚onkini  gabinetu kuchennego Turner. PrzyszedÅ‚ panu ktoS na mySl?  spytaÅ‚a Hazelton.Bender pokrêciÅ‚ gÅ‚ow¹. Tak, ale nie wiem dlaczego. UsiadÅ‚ w fotelu za biurkiem, a Hazelton za-dzwoniÅ‚a po analityków.Czekaj¹c, generaÅ‚ studiowaÅ‚ wisz¹cy na Scianie harmo-nogram dy¿urów.Ze zdziwieniem stwierdziÅ‚, ¿e podlegaj¹cy mu urzêdnicy zaj-muj¹ prawie caÅ‚e drugie piêtro budynku Biura Wykonawczego Prezydenta podrugiej stronie ulicy, naprzeciwko BiaÅ‚ego Domu.Norma, starsza z jego sekreta-rek, zapowiedziaÅ‚a przybycie dwóch agentów Secret Service  Chucka Sanfordai Wayne a Adamsa. ZgÅ‚osiliSmy siê na ochotnika do sÅ‚u¿by przy panu  zacz¹Å‚ Sanford, starszyz dwójki.Bendera nie zdziwiÅ‚o ich przybycie; wiedziaÅ‚, ¿e jako doradca do sprawbezpieczeñstwa podlega ochronie tajnych sÅ‚u¿b. Mam nadziejê, ¿e lubicie biegaæ  odparÅ‚ generaÅ‚. W ten wÅ‚aSnie sposób utrzy-mujê formê. Nie byÅ‚o odpowiedzi [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl