[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poszliśmy na lunch.Mam ambiwalentny stosunek do przedstawiania takich historii w sądzie.Znałem mojego klienta.Wiedziałem, jaki jest cyniczny i wyrachowany.Wiedziałem, że gra pod publikę.Razem przygotowaliśmy tę strategię.I w głębi duszy nie wątpiłem w jego winę.A jednak – ta opowieść była prawdziwa.Może nie do końca i może nie wyjawił całej prawdy, ale wyłaniający się z tej historii wizerunek człowieka był równie prawdziwy, co ten z dokumentów prokuratury, w których oskarżony został zredukowany wyłącznie do samego przestępstwa.Więc chociaż czasami sceptycznie odnoszę się do takich środków, korzystam z nich tak efektywnie, jak mogę.Bo sąd, jeżeli ma kogoś skazać, przynajmniej powinien wiedzieć, kogo skazuje.Po lunchu przyszedł czas na świadków.Najpierw zeznawali policjanci biorący udział w nalocie, później kilkoro poszkodowanych, którym skradziono różne przedmioty.Szybko poszło.Potrafię tak rozmawiać z policjantami, że opuszczają sąd, zanim powiedzą coś naprawdę negatywnego o oskarżonym, zwłaszcza jeżeli nie są głównymi świadkami.Można było przejść do mów końcowych.Jak zawsze zaczęła pani prokurator.Przynudzała jeszcze bardziej niż podczas wstępnej prezentacji sprawy.Z trudem skupiałem się na jej słowach.Na zewnątrz dzień był równie posępny.Deszcz tłukł w okna tak gęstymi strugami, że budynki zdawały się zdeformowane i niewyraźne.Wyglądało to tak, jakby cały świat miał odpłynąć z ulewą.W sali panował wilgotny zaduch, powietrze stało się ciężkie.Nadal miałem mokre nogi i czułem początki bólu głowy.Prokurator cały czas mówiła.Zastanawiałem się, czy nie powinienem jej przerwać, ale nie znalazłem w sobie dość siły.Otworzyły się drzwi, wszedł jakiś mężczyzna.Ostrożnie zdjął płaszcz, złożył go i odłożył na ławkę, zanim usiadł.Wszyscy na niego spojrzeli.Prokurator przerwała, nikt się nie odzywał.Po krótkiej pauzie wróciła do przemowy.Rozprawy są otwarte dla publiczności.Tylko że niezwykle rzadko komuś chce się na nie przychodzić.Pochyliłem się do klienta i zapytałem, czy wie, kim jest ten mężczyzna, ale on jedynie wzruszył ramionami.– Nie mam pojęcia – powiedział.Za to ja wiedziałem.Rozpoznałem go od razu.To był człowiek z klubu nocnego, Serb, którego wskazał mi Georg.Ten wyższy.Ten o dużej głowie, który tak spokojnie siedział.Również teraz siedział spokojnie, patrzył tylko na panią prokurator i słuchał uważnie jej wypowiedzi.Zdekoncentrowałem się i nie mogłem się z powrotem skupić na słowach prokurator.Nic nie wskazywało na to, żeby mówiła coś ważnego.W końcu się skoncentrowałem, chociaż mój wzrok raz po raz wędrował w stronę miejsc dla publiczności.Wreszcie skończyła.Poprosiłem o pięć minut przerwy i otwarcie okien, żeby wpuścić do sali nieco świeżego powietrza.Tak też uczyniono.W korytarzu chodziłem niespokojnie tam i z powrotem.Nie była to ani poważna, ani trudna sprawa, ale zawsze denerwuję się przed mową końcową.Czułem lekkie mdłości, a w głowie pustkę.Tak właśnie miało być.Wiedziałem, że przejdzie mi, gdy tylko zacznę.Po przerwie zebrałem potrzebne dokumenty, napełniłem szklankę wodą i stanąłem za stołem.Weszli sędziowie, wszyscy usiedli.Ja nadal stałem.Sędzia zawodowy skinął na mnie.– Proszę, mecenasie Brenne.– Wysoki sądzie – zacząłem.– Nadszedł czas na moją mowę końcową.Jest późne popołudnie, to był długi i szary dzień, zaczynamy już odczuwać zmęczenie.Dlatego postaram się streszczać.Będę mówił znacznie krócej niż prokurator.– Wypiłem łyk wody i kontynuowałem: – Muszę jednak omówić pewne zagadnienia.Pewne elementy są w tej sprawie ważne, więc trzeba będzie poświęcić im nieco czasu.Przede wszystkim powinienem wspomnieć o ciężarze dowodów, ale zajmie to dwie minuty.Sąd zna przecież tę kwestię.Mojego klienta należy uniewinnić, jeżeli zaistnieje uzasadniona wątpliwość co do tego, czy dokonał czynów, o które jest oskarżony.– Uniosłem palec.– Wówczas należy go uniewinnić.I poszło.Opuściła mnie nerwowość, czułem, jak słowa niemal same napływają [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl